- Najbliższy lot do Los Angeles jest za godzinę, przykro mi, ale nie mamy wolnych miejsc na najbliższe dwa dni. - informowała recepcjonistka.
- Jak to nie ma wolnych miejsc? - histerycznie dopytywała się Kelly.
- Mogę wpisać Panią jedynie na listę oczekujących. Jeśli ktoś zrezygnuje zostanie Pani o tym poinformowana. Odpowiada Pani ten układ?
- Nie, dziękuję. - wyszeptała zrezygnowana powłócząc nogami na któreś z siedzeń i ukryła twarz w dłoniach. Recepcjonistka zaniepokojona stanem dziewczyny skinęła głową na kobietę około trzydziestki z włosami upiętymi w schludny kok i posłała Jej porozumiewawcze spojrzenie wskazując na Kelly, a po chwili wdawała się już w dyskusję z kolejnym klientem.
- Mogłabym w czymś pomóc? - spytała zajmując miejsce obok Kelly i położyła rękę na Jej ramieniu. Nie uzyskała odpowiedzi. - Mam na imię Anastazja, a Ty? - rzuciła wskazując na identyfikator wpięty w zielony sweter z logiem lotniska.
- Kelly. - odpowiedziała bezbarwnym tonem głosu.
- Czy mogłabym Ci w czymś pomóc? - Anastazja powtórzyła pytanie uważnie przyglądając się dziewczynie.
- Nie. - wydusiła z siebie raptownie podnosząc się z fotela i kierując w stronę drzwi.
- Kelly! Kelly! - krzyczała nieznajoma.
- Nie potrzebuję pomocy. - odkrzyknęła znikając w tłumie setek twarzy. Upewniając się, że Anastazja dała Jej spokój usiadła na ławce obok spożywczego i po raz pierwszy od przyjazdu do Polski wyciągnęła pamiętnik.
Kurczowo trzymam się przeszłości.
Powinnam pozwolić Jej odejść, bezpowrotnie. Kolejny raz obiecuję sobie skończyć z tym, co było kiedyś. Tysiące razy wypisywałam tu o Mikey'u, Jennifer, życiu w Los Angeles. Dziś to wszystko może wylądować w koszu. Może, jeśli tylko będę tego chciała. Ale problem w tym, że to wraca, we wspomnieniach, w snach, nie potrafię się od tego uwolnić.
Muszę spróbować, pokonać bariery, muszę nauczyć się żyć na nowo.
Jeszcze raz przejechała wzrokiem po kartce papieru, po czym zostawiając jedynie ten wpis zmięła pozostałe kartki i wrzuciła do kosza. Otarła wilgoć spływającą z kącików oczu i wstając złapała taksówkę.
- Do śródmieścia. - powiedziała wbijając wzrok w przednie siedzenie. Czuła się tak cholernie pusta, że najzwyklejsze ludzkie odruchy jak uśmiech czy łagodniejszy wyraz twarzy wydawały się być Jej odległe o tysiące kilometrów. Dojeżdżając na miejsce rzuciła należną sumę taksówkarzowi i bez słowa wysiadła z samochodu.
- Cholera! - krzyknęła potykając się o nierówności chodnika.
- Spokojniej. - dziewczyna na którą wpadła obdarzyła Ją zatroskanym uśmiechem. - Wszystko w porządku?
- Przepraszam najmocniej. Tak, wszystko dobrze. - łgała.
- Mieszkasz gdzieś w okolicy? Pierwszy raz Cię tu widzę. - oznajmiła nieznajoma.
- Pod 4, niedawno się wprowadziłam.
- W takim razie jesteśmy sąsiadkami. Nazywam się Weronika Mickiewicz. - ciągnęła z entuzjazmem.
- Tak, Mikołaj to mój ojciec. Mam na imię Kelly, w sumie to się troszkę spieszę.
- Wpadnij do mnie jak tylko będziesz miała czas. - wołała za Kelly znikającą w drzwiach domu.
Marta tylko na chwilę przerwała lekturę ''Wichrowych wzgórz'', aby obdarzyć promiennym spojrzeniem Kelly i niemalże natychmiast wróciła do przerwanej czynności. Kelly wbiegła po schodach do pokoju i rzuciła się na łóżko.
'To koniec, z uśmiechem na ustach kończę z przeszłością' wyszeptała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz