środa, 16 listopada 2011

ROZDZIAŁ VIII.

- Możesz już mnie puścić. - rzuciła poirytowana próbując wydostać się z silnych ramion chłopaka. Bez skutku. Jednym ruchem obrócił Jej ciało o 180 stopni i przyciągnął do siebie. Uśmiechnął się szelmowsko. Kelly chrząknęła nieco zaskoczona Jego zachowaniem. Głośno się zaśmiał i delikatnie wypuścił Ją z rąk.
- Pierwszy dzień, a już masz taką akcję za sobą. Nieźle, nieźle. - powiedział.
- Nigdy nie pozwalam się obrażać. - oznajmiła poprawiając koszulkę, która podwinęła się odsłaniając kawałek brzucha. Już miał coś odpowiedzieć, kiedy podbiegła do nich ciemnowłosa dziewczyna.
- Łukasz, powinniśmy już iść, jeśli nie chcemy się spóźnić. - powiedziała mierząc Kelly wzrokiem i pociągając Go za rękę. Kelly zaintrygowana uniosła brew.
- Muszę lecieć. - rzucił i niemal niezauważalnie wepchnął Jej w dłoń małą karteczkę z numerem swojego telefonu. - Odezwij się. - odczytała jeszcze z ruchu Jego ust zanim zniknęli. Zerknęła na papierek i wyrzuciła Go do kosza. 'Bo przecież ta szatynka mogła być Jego dziewczyną' przemknęło Jej przez myśl. Wbiegła do damskiej szatni, przebrała się i wciskając słuchawki w uszy ruszyła do domu. Po drodze zaczepiło Ją kilku kolesi, zignorowała te ich chamsko chore teksty. W głowie miała tylko jedną myśl, Mikey'a. Dobrze wiedziała, że był błędem. Błędem nawet nie wartym popełnienia. Ale czy kochała Go? Bez wątpienia. Wszystko to było tak zagmatwane, że sama się już w tym gubiła. Mimo wszystko, był przeszłością. Był wspomnieniem, na którego myśl uderzała w Nią fala bólu, zwątpienia, masochistycznej miłości, na którego myśl łzy mimowolnie cisnęły się do oczu. Bo przy nim oddychało się jakoś łatwiej. Bez Niego się dusiła, każdym dniem, brakiem sensu w tym wszystkim. Bez Niego była zupełnie inną dziewczyną. Nawet ta akcja na treningu była jakąś pieprzoną błahostką, której konsekwencje z pewnością miały po Niej spłynąć.
W progu powitała Ją Marta.
- Ojciec czeka na Ciebie w salonie. - rzuciła ostrzegając. 'A więc trener już się poskarżył' pomyślała Kelly.
- Już jestem, tato. - oznajmiła.
- Jak wytłumaczysz to zdarzenie na treningu? - wpatrywał się w Nią z nieukrywaną złością. Kelly ze stoickim spokojem opadła na krzesło, nie odezwała się ani słowem. - Jak? - niemal krzyknął podnosząc się z kanapy.
- Tato, spokojnie. - powiedziała.
- Czy nie rozumiesz, że to mogło skończyć się u dyrektora? Przecież to Twój pierwszy dzień w szkole, a już znalazłaś się na czarnej liście. Masz szlaban! Po szkole wracasz prosto do domu, telefonu w tym miesiącu Ci nie opłacę, a kieszonkowe masz zmniejszone o połowę. - wykrzykniki niemal sypały mu się z ust. - Dopilnuj tego. - zwrócił się do Marty i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź rzucił się w kierunku drzwi biblioteki.
- Nie przejmuj się, za jakiś czas mu przejdzie, co nie zmienia faktu, że nie zachowałaś się odpowiednio. - powiedziała macocha, kiedy zniknął już im z oczu.
- Nie żałuję. - odpowiedziała niewzruszona wspinając się po schodach. Torbę zawiesiła na krzesło i włączyła laptopa. 'Dobrze, że chociaż tego mi nie zabronił' pomyślała z poirytowaniem. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiła było zalogowanie się na facebook'a. 'Cholera' szepnęła pod nosem osłupiała. Na ekranie widniało ponad 100 powiadomień i drugie tyle wiadomości. Wszystkie na ten sam temat, pisano o Jej przeprowadzce, pytano o powód, namawiano na powrót. Nie spodziewała się takiej reakcji znajomych. Zbywała wszystkich pisząc ociekające słodyczą wiadomości, przekonując, że wszystko jest w porządku, że była zmuszona opuścić kraj z przyczyn rodzinnych. W pewnym momencie Jej wzrok padł na wiadomość od Mikey'a. Kilka minut siedziała otępiała, po czym kliknęła OTWÓRZ.
Mała, wracaj..
Tak krótka treść nie zaskoczyła Jej. Wiedziała, że pod tymi dwoma słowami kryje się totalne zagubienie. Tak dobrze Go znała. Dobrze wiedziała, że targają Nim w tej chwili tysiące myśli, uczuć. Był bezradny, to wszystko doprowadziło do tego, że był na krańcu wytrzymałości.
Zupełnie tak jak Ona.
Pierwszym odruchem było złapanie za torbę, zabranie wszystkich oszczędności, kart kredytowych, jakie posiadała i wybiegnięcie na zewnątrz. Roztrzęsiona złapała taksówkę.
- Na lotnisko proszę. - wykrztusiła. Na policzkach czuła wilgoć.

2 komentarze:

  1. masakra, jakie to jest genialne :*

    OdpowiedzUsuń
  2. oby tak dalej. świetne to jest! ; )

    zapraszam do mnie. : ]
    http://justrememeberme.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń