wtorek, 11 października 2011

ROZDZIAŁ VI.

- Jeszcze się nie rozpakowałaś? - zapytała Ją Julia, przyrodnia siostra Kelly wchodząc do pokoju. - Mama powiedziała, żebyś zeszła na śniadanie.
- Nie, jeszcze nie. - wymamrotała nie podnosząc się z łóżka jednocześnie udzielając odpowiedzi na dwa pytania.
- Natychmiast wstań. - powiedziała Julia ściągając kołdrę z siostry.
- Możesz już wyjść? - rzuciła niezadowolona Kelly kierując się w stronę łazienki. Weszła pod prysznic regulując temperaturę wody na największą. Woda parzyła Jej skórę z niewiarygodną siłą, Ona jednak zdawała się tego nie czuć, przez kilka minut stała tak próbując zmyć z siebie wszystko co brudne i złe, próbując pozbyć się wspomnień. W końcu zakręciła kran i bezsilna zwinęła się w kłębek, zaczęła szlochać, tak bardzo się w tym zatraciła, że zapomniała o istnieniu wszystkiego innego, niż Jej innego życia, Jej przeszłości, która minęła bezpowrotnie. W pewnej chwili wydała z siebie krzyk, krzyk rozpaczy przepełniony bólem istnienia, cierpieniem i bezradnością. 
- Kelly! Kelly! Co się dzieje? - pod drzwiami rozległ się donośny głos macochy przepełniony troską i strachem.
- Wszystko w porządku. - potrzebowała kilkanaście sekund, aby podnieść się z zimnej podłogi i odpowiedzieć tak, aby przy tym nie załamał Jej się głos. - Po prostu uderzyłam się o kant umywalki. - skłamała.
- Zejdź na dół jak skończysz. - w głosie Marty widoczne było uczucie ulgi. Nie udzielając żadnej odpowiedzi Kelly starając się o tym wszystkim nie myśleć wytarła się dokładnie ręcznikiem i włożyła dość luźną koszulkę, legginsy do kostek i czarny, zapinany na guziki sweterek. Włosy starannie wysuszyła suszarką, po czym związała w warkoczyk opadający na prawy obojczyk. Po rzęsach przejechała czarnym tuszem, usta podkreśliła waniliowym błyszczykiem i nałożyła na całą twarz puder i trochę różu na policzki. Grzywkę wyprostowała i zostawiła opadającą na prawe oko. Z pokoju zabrała ze sobą ciemnoszarą torbę z książkami, wrzuciła do niej portfel i klucze. Posłała ostatnie spojrzenie na lustro i ćwicząc sztuczny uśmiech zeszła po schodach do kuchni. Macocha przywitała Ją pogodnym wyrazem twarzy.
- Usiądź. - powiedziała wskazując miejsce przy stole. - Mikołaj, Twój ojciec, już wyszedł do pracy, a Julia i Patryk za chwilkę do nas dołączą. Po śniadaniu podrzucę Julię do szkoły, chciałabyś się z nami zabrać?
- Nie, dziękuję, przejdę się, dobrze mi to zrobi. - odpowiedziała siląc się na ciepły uśmiech.
- Jesteś pewna, że trafisz? - zapytała ściągając z troską doskonale wyregulowane brwi. Marta była piękna, nie dziwota, że zawróciła ojcu Kelly w głowie. Miała długie, do połowy pleców poskręcane w loki włosy, ciemne rzęsy okalające przesiąknięte głębią ciemnoniebieskie oczy i figurę modelki. Nie trudno było przy Niej nabawić się kompleksów.
- Może mógłbym dotrzymać Ci towarzystwa w drodze do szkoły? W końcu będziemy uczyć się w tej samej. - wtrącił Patryk nie ukrywając przy tym zafascynowania dziewczyną.
- To niedaleko, dosłownie ulica obok. Bardziej boję się, że nie poradzę sobie z językiem. Ale jeśli chcesz się ze mną przejść byłoby mi bardzo z tego powodu miło. - rzuciła zmartwiona nakładając sobie porcję naleśników. 
- Doskonale znasz polski, nie ma się czego obawiać. - pocieszyła Ją Julia, która w międzyczasie dosiadła się do stołu. - Szkoda, że nie będziemy uczyć się w tej samej szkole.
- Tak, też mi jest z tego powodu przykro. - przyznała Kelly.
 Resztę czasu spędzonego na porannym posiłku przepełniła cisza, jedynie co jakiś czas ktoś zastukał widelcem lub nożem o talerz. Przed wyjściem z domu Marta ucałowała Kelly w policzek i życzyła Jej powodzenia. 
- Co to był za kit z tą umywalką? - zapytał Patryk kiedy drzwi wyjściowe już się za nimi zatrzasnęły.
- Kit? Co to jest kit? - odpowiedziała zdezorientowana Kelly do końca nie rozumiejąc co On ma na myśli.
- Kit to coś w rodzaju kłamstwa. - wyjaśnił.
- To nie był żaden kit. - ponownie skłamała i próbując uniknąć podejrzliwych spojrzeń chłopaka wbiła wzrok w czubki butów.
- Jasne. Nie chcesz o tym gadać, to nie. - W odpowiedzi dostał wdzięczny uśmiech Kelly. 
Przez resztę drogi do szkoły rozmawiali o niczym szczególnym, ale łatwo nawiązali ze sobą kontakt i nawet kilka razy Patryk doprowadził dziewczynę do szczerego uśmiechu. 
- Jak mówili do Ciebie znajomi w Los Angeles? - spytał przed drzwiami szkoły.
- Najczęściej Dżizas, jeśli nie po imieniu. - zaśmiała się, ale natychmiast posmutniała przypominając sobie ton głosu, jakim z czułością zwracał się tak do Niej Mikey.
- Dżizas? Dlaczego Dżizas? - spytał z nieukrywaną ciekawością.
- Często nadużywałam tego słowa, pewnie dlatego. - odpowiedziała.
- Więc do zobaczenia Dżizas. - rzucił i natychmiast zniknął w tłumie grupki chłopaków stojących pod szatniami.

1 komentarz:

  1. Czemu nie piszesz dalej ????
    Wydaje się ciekawe ;)
    Jednak zaimki "jej" "niej" "jego" itd. pisz z małej litery bo duże są błędem ortograficznym (tylko w listach się tak pisze) ;p

    OdpowiedzUsuń